Trzy dni – tyle trwał obóz wędrowny klasy drugiej wojskowej. W dniach 15 – 17 października, pod opieką Jakuba Stannego, Przemysława Herrmana i Błażeja Guzego, wojskowi poznawali walory Beskidu Żywieckiego i (co najważniejsze!) zdobywali umiejętności radzenia sobie w trudnych warunkach w terenie górskim. Tym razem uzbroili się w namioty, śpiwory, karimaty i zapas żywności.
Z samego rana wyruszyliśmy autobusem do Bielska-Białej, gdzie wsiedliśmy do pociągu do Węgierskiej Górki. Z centrum tej beskidzkiej miejscowości rozpoczęła się nasza piesza wędrówka. Pierwszy przystanek? Schron „Wędrowiec” – ważny punkt oporu podczas kampanii wrześniowej 1939 roku. Dalej już tylko pod górkę. Niebieskim szlakiem zaczęliśmy wspinać się na Prusów, by późnym popołudniem dotrzeć na Halę Boraczą, na której rozbiliśmy nasz pierwszy obóz. Rozpaliliśmy ognisko, przygotowaliśmy wspólnie coś do jedzenia, a w schronisku mieliśmy możliwość wzięcia kąpieli (ostatniej na szlaku!). Tak zakończyliśmy dzień pierwszy.
O świcie następnego dnia zjedliśmy śniadanie i zwinęliśmy obóz, by niedługo potem ruszyć w dalszą drogę. A trzeba przyznać, że nie była to droga krótka. Najpierw czarnym szlakiem na Halę Redykalną, a dalej żółtym przez Boraczą Górę, Halę Bieguńską, Halę Lipowską aż do Hali Rysianka. W schronisku PTTK na Rysiance mieliśmy okazję trochę odpocząć i podziwiać piękną panoramę Beskidów. Warto zaznaczyć, że pogodę mieliśmy przepiękną, słoneczną, choć trochę wiało, jak to w górach. Z Rysianki, czerwonym szlakiem, powędrowaliśmy na Trzy Kopce, Palenicę i Halę Miziową, gdzie zostaliśmy na dłużej. Co silniejsi i mniej zmęczeni podjęli się jeszcze szybkiego wejścia na Pilsko, drugi po Babiej Górze co do wysokości szczyt w Beskidzie Żywieckim.
Droga na miejsce naszego kolejnego obozowiska nie obyła się bez przygód. Z Hali Miziowej wyruszyliśmy zielonym szlakiem. Trzeba przyznać, że zeszliśmy dobry kawał drogi, gdy zorientowaliśmy się o naszej pomyłce… Poszliśmy w złą stronę. Przyszła pora na dogłębną analizę mapy i terenu. Decyzja? Na Halę Górową ruszymy drogą bez szlaku. Trochę drogi nadłożyliśmy, wspięliśmy się kilkadziesiąt metrów więcej ale ostatecznie dotarliśmy do bazy namiotowej na Hali Górowej.
Kolejnego ranka, po zwinięciu obozu, rozpoczęliśmy naszą drogę powrotną: zielonym szlakiem do Sopotni Wielkiej. W tej małej miejscowości zobaczyliśmy największy wodospad w całych polskich Beskidach. Trzeba przyznać, że bardzo piękny. Tutaj też złapaliśmy autobus do Żywca, skąd pociągiem dojechaliśmy do Bielska. A z Bielska już autobusem do Cieszyna. Żal było wracać.
Miejmy nadzieję, że taką wycieczkę jeszcze powtórzymy